Cieklin - kolebką narciarstwa polskiego
W ciągu ostatnich dwudziestu lat, różne wydawnictwa prasowe (w większości lokalne), kilkakrotnie publikowały dość sensacyjną informację o początkach polskiego narciarstwa. Niestety, niektóre z zawartych w nich treści są nieścisłe czy wręcz nieprawdziwe. Po zweryfikowaniu faktów przypomnimy co udało się do tej pory ustalić w sprawie "pierwszego śladu narciarskiego" na ziemiach polskich ( Dziennik Olimpijski nr 30, grudzień 1997):
W grudniu 1888 r. 31-letni wówczas dyrektor Szkoły Kreślarskiej przy Muzeum Techniczno Przemysłowym w Krakowie -Stanisław Barabasz przybył na polowanie do swojego przyjaciela ze szkolnej ławy Karola Dettloffa - zarządcy majątku ziemskiego w Cieklinie. Zima tego roku była niezwykle ciężka. Śniegi spadły tak wielkie -wspominał później S. Barabasz, że chodzenie po polach było prawie niemożliwe dla tak zapalonego myśliwego był to nie lada problem, którego rozwiązanie okazało się niełatwe, ale też i osiągnięty rezultat przeszedł najśmielsze oczekiwania, na trwałe zapisując się w historii polskiego narciarstwa. Wtedy to bowiem narodziła się myśl, aby do polowania wykorzystać parę desek, które myśliwemu umożliwiałyby poruszanie się po śnieżnych zaspach. Pierwowzorem dzisiejszych nart stały się tzw. "łyże" syberyjskie, o których pan Stanisław mógł słyszeć z opowiadań byłych powstańców 1863 r. - Sybiraków. Prawdopodobną wydaje się być hipoteza, że wyobrażenie na temat wyglądu nart zawdzięcza S. Barabasz ówczesnej prasie, w której już wtedy pojawiły się pierwsze wzmianki o przemierzających lody Grenlandii Norwegach. Wykonawcą tego niecodziennego projektu był dworski stelmach, którego polecił Barabaszowi Karol Dettloff. W stolarni mieszczącej się przy dworskiej kuźni wykonał on parę nart, których jedna była jesionowa, a druga bukowa według instrukcji pomysłodawcy tak, że przypominały linie do szkolnej tablicy. Końce desek zostały zaostrzone do szpica, wyparzone w gorącej wodzie i wygięte do góry nad ogniskiem. Teraz z kolei zaczęto kombinować w jaki sposób przymocować je do butów. Gdy wreszcie i ten problem jakoś rozwiązano, okazało się, że wynalazek nie spełnia pokładanych w nim nadziei. We wspomnieniach S. Barabasza odnajdujemy fragment, którym pisze:" Szamotał się człowiek, przewracał i z trudem dźwigał, lecz te przeklęte deski trzymały nogi i wykręcały na wszystkie strony. Wreszcie okrążywszy z trudem dwór, zmęczony i mokry od potu jak w rzymskiej łaźni, do czego i futerko się przyczyniło, odwiązałem z ulgą te wściekła deski..."Pan Stanisław nie zniechęcił się jednak, a wyjeżdżając z Cieklina po świętach Bożego Narodzenia, zabrał narty ze sobą do Krakowa. Kiedy w 1901 r. Zaproponowano mu stanowisko dyrektora k.c. Szkoły Zawodowej Przemysłu Drzewnego w Zakopanem, narty pojechały tam razem z nim. Jedna z nich (jesionowa) zachowała się do dziś i znajduje się w Muzeum Tatrzańskim. Druga spłonęła na Hali Pysznej podczas II wojny światowej. Jest więc Stanisław Barabasz nie tylko pomysłodawcą wykonania pierwszych polskich nart, ale i pionierem oraz propagatorem narciarstwa. Bezimienny jak dotąd pozostawał jedynie dworski stelmach, który podjął się wykonania owych nart. Ze wspomnień S. Barabasza, jak i pozostałych publikacji na temat polskiego narciarstwa nie dowiadujemy się o nim praktycznie niczego. Można jedynie przepuszczać, że był to ktoś miejscowy, komu nie obca była sztuka posługiwania się narzędziami stolarskimi. Musiał nimi dość dobrze władać i cieszyć się opinią dobrego majstra, skoro znalazł zatrudnienie w tutejszym majątku ziemskim. Jego to właśnie polecił Karol Dettloff Stanisławowi Barabaszowi. Dzięki dociekliwości i zaangażowaniu w sprawę pana Ryszarda Cygana "RYC", po 112 latach od tamtego historycznego wydarzenia udało się w końcu ustalić, kim był ów dworski stelmach. Ze spisu parafialnego udostępnionego przez obecnego proboszcza Ks. Franciszka Motykę wynika, że stelmachem pracującym w cieklińskim dworze był Teodor Poliwka zamieszkały w Woli Cieklińskiej pod nr 34.Informacje te potwierdzają jego wnuczki. W 1888 r. Teodor Poliwka liczył sobie 32 lata. Był zatem w sile wieku. Tyleż samo miał Karol Dettloff. Ponadto ich rówieśnikiem był także zaledwie o rok od nich młodszy S. Barabasz. Z relacji wnuczki Teodora Poliwki wynika, że dziadek prawie do samej śmierci (zmarł w marcu 1939 r i został pochowany na cmentarzu grecko-katolickim w Woli Cieklińskiej) zajmował się wyrabianiem kół do wozów, beczek, kołowrotków i drewnianych praczek. Jeździł potem z nimi na targ do Gorlic, by zarobić na utrzymanie rodziny. W jego ślady poszedł także syn, a przezwisko "Kołodziej" zachowało się w Cieklinie do dnia dzisiejszego. Mamy grudzień 2000 r., zimy jak na razie nie widać. Wiele osób zaczyna powątpiewać czy w ogóle spadnie śnieg. Zadajemy sobie pytanie, jak też potoczyłyby się losy polskiego narciarstwa, gdyby nie zwykły zbieg okoliczności, który sprawił, że S. Barabasz przybył zimową porą właśnie do Cieklina i co mogło stracić społeczność lokalna, gdyby tamta zima przypominała obecną? Sumując powyższe rozważania zauważamy, że jeszcze raz potwierdziło się znane przysłowie o "potrzebie", która jest matką wynalazków, jak też i to, że losami ludzi rządzi zwykły przypadek.
Źródło: Gazetka parafialna „GŁOS ŚW. MICHAŁA” 2000 r.
Zdjęcia Stanisława Barabasza ze zbiorów rodziny Dvořáków.